Czujesz, że potrzebujesz kopa w tyłek?
Jak często zabierasz się do działania i z jakiegoś powodu nie umiesz się za to zabrać? Nieważne, czy sprawa dotyczy wyniesienia choinki, napisania postu na blog, napisania skryptu webinaru. Tak czy owak czekasz na cud. I nadszedł CUD. Czas Unieść Dupę. Przepraszam za wulgaryzm, ale szkoda mi było nie użyć takiego pięknego skrótu…
Właśnie o tym jest książka, do przeczytania której zachęcam. No chyba że już zdecydowałeś, że właśnie zaczynasz pracę. W takim razie książka poczeka, a Ty zrób to, co od dawna masz zrobić (szczególnie, jeśli to ta choinka, bo już Wielkanoc się zbliża).
No i cóż – jednak jeszcze tu jesteś ? Tak, wiem, nie tłumacz się. Miałem tak samo. Kurczowo chwytałem się każdej, absolutnie każdej okazji, żeby odwlec działanie. Zadzwonił telefon – świetnie – trzeba porozmawiać – nie mogę klienta zostawić samego z problemem. Komunikat o nadejściu nowej poczty – jeszcze lepiej. Im więcej wymówek, tym lepiej. Bo przecież na maile też ktoś musi odpowiedzieć, a wiadomo, że nikt tego nie zrobi lepiej niż ja. Bo przecież…
Otóż – nie musi odpowiedzieć. Nie trzeba porozmawiać.
Piszący, dzwoniący i wszyscy inni myślący o Tobie, dadzą sobie radę przez te kilka godzin, kiedy Ty będziesz w spokoju i skupieniu robić to, co od dawna czeka na zrobienie. Zauważ, że w poprzednim akapicie pisałem o Tobie w czasie teraźniejszym, a o sobie w przeszłym. Że niby Ty masz problem a ja go miałem. Tak, słusznie się domyślasz, ciągle zdarza mi się zapomnieć i zacząć dzień od przeglądania poczty, albo od „tylko chwili” spędzonej na Facebooku, która trwa i trwa i trwa… Tłumaczę sobie wtedy, że przecież moja praca częściowo polega na obsłudze „soszal mediów”, ale i Ty i ja doskonale wiemy, że to tylko takie tłumaczenie (chciałem użyć wyrazu na p… no ale bez przesady – jeszcze nie ma 23.00).
Książka, do której przeczytania Cię zachęcam, traktuje właśnie o tym.
Ty i ja (choć jej autor nas o to nie pytał) gramy w niej główne role. I muszę Ci powiedzieć, że książka jest prawie sensacyjna. Bo dostajemy po tyłku tak, jakbyśmy na jakiejś misji szpiegowskiej byli. Od Bartka, od życia, od rodziny. Bo przecież nie tylko Ty i ja cierpimy z powodu naszego… problemu. No właśnie – jak to nazwać – bo najgorsze jest to, że to wcale nie jest lenistwo. Spędzamy w pracy mnóstwo czasu, poświęcamy się i angażujemy z całej siły. Tylko niestety – przychodzi ten jakiś kusiciel i zabiera nas tam, gdzie wcale nie chcemy być. Gdzieś, kiedyś (nie pamiętam ani gdzie, ani kiedy – jeśli pamiętasz, napisz w komentarzu) ktoś napisał, że jeśli ktoś nas do czegoś namawia, to musi w nas pokonać mnóstwo sprzeciwów. I w końcu zostaje tylko jeden sprzeciw – Ty. Myślę więc, że z tym odraczaniem, odkładaniem, niemocą, niechęcią i wszystkimi tymi wrogami jest tak samo – nie ma wroga – jesteś Ty.
Na szczęście jest Bartek (przepraszam Panie Bartłomieju – jakoś tak Cię polubiłem, że zostałeś w moich myślach Bartkiem) i jego niesamowicie bezpośredni przekaz, który bardzo dobrze trafia tam, gdzie ma trafiać i faktycznie sprawia, że uświadamiamy sobie rzeczy, o których pozornie wszystko wiemy, a jednak nie umiemy się z tą świadomością pogodzić.
Kliknij więc w zdjęcie okładki na górze tekstu, kup książkę, przeczytaj ją (czyta się świetnie i szybko) i do roboty.
Jeśli podobają Ci się moje wpisy i chciałbyś, abym informował Cię na bieżąco o tym, że na moim blogu wydarzyło się coś nowego – skorzystaj z poniższego formularza i dopisz się do listy subskrypcyjnej. Zapraszam
Zapisz
Zapisz