Czasem pierwsza poranna myśl to „a jeśli Ci się nie chce?”
Powody są różne:
- ciężka noc
- wczorajszy problem
- wczorajsza wielka, suto zakrapiana radość.
Budzisz się rano i patrzysz na zegar jak na swojego największego wroga. Co wtedy robić? A co byś zrobił, gdybyś nie prowadził swojego biznesu, tylko pracował na etacie, dla kogoś? Pomarudziłbyś trochę i w końcu wstał i zrobił to, co robisz codziennie.
Jaka jest różnica między pracą dla siebie i pracą dla kogoś?
Wiele osób dąży podejmuje decyzję o rozpoczęciu samodzielnej działalności dlatego, by nie mieć nad sobą szefa. By mieć pełną swobodę podejmowania decyzji odnośnie tego, co robić i kiedy. W wielu wyzwala to ogromny zapał do pracy i pozwala osiągać niesamowite rezultaty. Niestety – dla wielu jest to ogromne zagrożenie. Brak szefa sprawia, że pozwalają sobie na więcej niefrasobliwości, odkładają na potem, zawalają kolejne terminy.
Dlaczego tak wielu z nas wyżej ceni i lepiej traktuje swój obowiązek wobec kogoś innego, niż wobec siebie? Jak to jest, że samochód, nowy dom i wspaniałe wakacje przełożonego bardziej inspirują Cię do działania, niż poprawa własnego życia i możliwość osiągnięcia tak upragnionej wolności finansowej? Jak to możliwe, że jeśli Ci się nie chce w pracy dla kogoś, to wystarczy spojrzenie tego kogoś i działasz?
Co więc zrobić?
Jeśli Ci się nie chce, przypomnij sobie, dlaczego kiedyś podjąłeś decyzję o tym, że będziesz robić to, co obecnie robisz. Jak wielkie wizje siebie przychodziły Ci wtedy do głowy i jak ogromny sukces postanowiłeś osiągnąć.
Czy brałeś wtedy pod uwagę, że będą takie dni, że nie będzie Ci się chciało? Nie brałeś. Twoje cele nie mają nic wspólnego z tym, czy Ci się chce, czy nie chce. Zatem – koniec biadolenia, koniec użalania się nad sobą i… do roboty. Ludzie, którzy potrzebują Twojej pomocy sami się nie uszczęśliwią.
Wiesz, że kiedy już zaczniesz – zaraz nabierzesz chęci.
Najtrudniej zawsze jest zacząć. Energia potrzebna do wprawienia ciała w ruch jest zawsze znacznie większa niż ta, która jest potrzebna do utrzymania go w ruchu. Zatem – zmuś się i zmuszaj się dotąd, aż zaciągnie 🙂
Wiesz, co by było, gdybyś pozwolił sobie na odpuszczenie. To jest bardzo groźne. Pojawiłyby się wyrzuty sumienia, które zacząłbyś zagłuszać. I z czasem zaczęłoby Ci się udawać. Tyle, że oznaczałoby, że przy następnej chwili zawahania łatwiej byłoby się zdemotywować. Ludzie, którzy przegrywają, przegrywają dlatego, że poddają się swoim drobnym słabościom. Łamią dobre nawyki. Zostawiają leciutko niedomknięte drzwi, przez które do ich działań przesącza się zwątpienie. I zanim się zorientują – szkoda jest już wielka.
Zatem – dość marudzenia – do roboty!
Chyba, że potrzebujesz jeszcze jakiegoś bodźca. Wtedy zapraszam Cię do lektury tego artykułu na moim blogu.
Jeśli jeszcze Ci mało, lub uznajesz, że problem jest poważniejszy – przeczytaj, co na ten temat ma do powiedzenia Mateusz Grzesiak